środa, 10 lutego 2010

...

Mh...co to był za dzień, pełen wrażeń i pełen niespodzianek...ani chwili odsapnięcia...a jednak...dzień się powoli już kończy i na szczęście można chwilę złapać oddechu...więc łapię...z lampką wina...bez pracy, bez służbowego telefonu...z lampką wina...z pachnącą świecą na biurku...przynajmniej kiedyś faktycznie pachniała...niestety powoli się wypala i już nie ma tego charakterystycznego drażnienia nosa co kiedyś...pozostała magia ognia i płonienia, który osłonięty od większych zawirowań wiatru, porusza się w każdą stronę...magia płomienia...można patrzeć na niego bez przerwy, za każdym razem jest inny...mimo że to tylko ogień...to jednak...no właśnie...MAGICZNY...nie pytajcie dlaczego...tak jest...spójrz sam na świecę...szczególnie wieczorem gdy za oknem będzie ciemno, będziesz starał się odprężyć, z głośników delikatnie sączyć będzie się muzyka, która pozwala zapomnieć Ci o całym świecie...wtedy usiądź wygodnie, odpręż się i...PATRZ, po prostu PATRZ...



...hehe...się o świecy rozpisałem...buahahaha...

...zastanawiamy się z M. nad sensownością uczestniczenia w zajęciach z języka włoskiego...czy jest sens wywalać kupę kasy na coś co i tak powoli mija się z celem...na zajęciach trochę nudno...nasz lektor nie przykłada się jak kiedyś do zajęć...grupa niby zgrana ale jak przychodzi co do czego to albo strzelają fochy, albo nie mówią nic albo mówią w każdym języku tylko nie włoskim...albo są niektórzy wpatrzeni jak w Najświętszy Obrazek Madonny w lektora...nie tak miały wyglądać te zajęcia...


...jutro...dzień kolejny...kolejny dzień wrażeń...praca...znajomi z Poznania...Rodzice...dzień zleci szybciej niż się wydaje...i już prawie połowa lutego...jak ten czas zapierdziela...masakra...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz