sobota, 30 stycznia 2010

...zegar...i inne...

...zegar...jest tu od zawsze...od czasu gdy miałem 60 cm wzrostu...i z każdym centymetrem i rokiem...był...bił...bije...stanął tylko na moment 10 kwietnia 2006 r. o godz. 12:20...bez jego bicia dom będzie pusty...wypełnia każdą przestrzeń, każdy zakamarek...nakręcanie to rytuał...aby nie przekręcić...nie niedonakręcić...musi być idealnie...tak by był...i bił...nadawał rytm każdego dnia...każdym myślom...czynom...myślom...czynom...bim...bam...bim...bam...cyk...cyk...cyk...ciągle i wciąż...swoiste perpetum mobile...tak było...jest...i będzie...

...w tle SCHILLER...i Sommerregen...świeca obok...lampka białego wina...może już trochę zwietrzałego...ale co tam...wino jest winem...a dobre wino nie jest złe...

...to dziwne...najlepsza faza...w nocy...faza na napisanie czegoś co nie będzie banałem każdego dnia...i co będzie zawierało cząstkę mnie...by coś zostało w sieci...mh...może i kiedyś to skasuje...na chwilę obecną chcę by to trwało...


...dziś w ferworze walki z wykładowcami i planem...wpadłem w lekką chwilę zadumy...Boże!...gdzie podział się czas na poezję, na książki...na to wszystko co robiłem niegdyś kiedy człowiek był wolny od problemów dnia codziennego...gdzie to się podziało...przecież dzień bez jakiegokolwiek...no może nie jakiegokolwiek...wiersza...był dniem spisanym na straty i zapomnienie...teraz trochę brak czasu na to...z drugiej strony jednak ma się to o czym marzyło się kiedyś...coś zależy ode mnie...z problemami...ale jednak...


...w ogóle zdałem sobie dziś sprawę z tego, że już cztery lata mijają w tym roku od momentów przełomowych...sam zamieszkałem...trzeba było stać się z nagła dorosłym...ale udało się...pokonałem przeciwności losu i nielosu...poszło...jestem w miejscu, w którym jestem i dobrze mi z tym...choć jak wspomniałem wyżej...brak mi jednak tego Słowackiego, Stachury, Leśmiana, krótkich wersetów ST i NT...wersetów, które czytałem dla zrozumienia samego siebie i poszukiwania wewnętrznego Ja...do tego dochodzi jeszcze czas na Operę...mh...i tu nasuwa się Poznań...Poznań...który jest kolebką wszystkiego...nie będę prowadził tu wywodu historycznego...bo nie o to chodzi...ale kolebką Opery jak dla mnie...kolebką oczywiście mojej wewnętrznej Opery...miejscem, w którym pokochałem te wszystkie-wg mojego Taty-wycia, wrzaski i lamentowania...każda wizyta w Poznaniu kończy się prędzej czy później wysłuchaniem prędzej czy później Traviaty...Opery-Boga jak dla mnie...Opery-Magii...wiem, wiem...taka zwykła opowieść o paryskiej kurtyzanie...itp...ale jednak...coś w sobie ma...a może Kocham ją ze względu na Poznań?...coś w tym jest...na pewno tak jest...


...zegar...powrót...krótki...szkoda, że zegar nie wybija kurantów...byłby jeszcze lepszym organizatorem mojego życia...


J.

środa, 27 stycznia 2010

...

...trzy kropki...dużo ich w mojej pisaninie...ale co tam...kropka...to kropka...mała...czasem niezauważalna...może dlatego zawsze starałem się pisząc smsy jak najwięcej ją eksponować...
...ale nie o kropkach mi tu pisać...w sumie to popijam winko...białe winko i mnie trochę zakręciło...może to ze zmęczenia...może z...sam nie wiem czego...w tle sączy się Emmanuel Moire...wymowny tytuł piosenki akurat...LA FIN...heh...KONIEC...zimy...błagam...Fin de l'hiver...jakby powiedział M. ...Fine inverno...jakbym powiedział to Ja... :D
...praca...dużo jej...chyba tak dużo jak śniegu za oknem...a śniegu wiele...ale w sumie bardzo podoba mi się ta nowa praca...czuję w końcu, że pracuję i że robię to co lubię...owszem...wiele jest czasem jakiś niejasności...ale rozmowa z Panią Martą, Panią Dziekan i Panią Rektor...na prawdę mnie uspokaja...
...kolejne kropki...hłe...hłe...hłe...ale co tam...ja nadal popijam wino...od czasu do czasu popisuje na gg z Kubusiem...M. siedzi i popisuje na gg z...a w sumie nawet nie wiem z kim... :D
...co do Kubusia...musimy się w końcu wybrać do Niego na jakieś małe spotkanie...chłopak zajefajnym Przyjacielem jest...może mało się kontaktujemy...ale wiem, że gdzieś tam gdy mu źle to zawszę chętnie wesprę Go choćby słowem...choćby myślą...myślę, że M. także...Kubuś to acer...acer czyli fan AOB...i dzięki forum AOB się poznaliśmy...:)
...no cóż...wino się kończy...Moire powoli także kończy śpiewać...więc czas na mnie dziś...
...DOBRANOC... :*


J.

niedziela, 24 stycznia 2010

niedzielny poranek

...telefon od J. - zapomniał pendriva, a bez tego jak bez ręki :D
...czerwona herbatka - a tak mnie jakoś naszło na zapach mokrej ziemi i kory
...dwie kanapeczki z wędlinka - a co będę sobie żałował
...co dalej...przygotowanie obiadu w zamyśle :)

"u mamy na urodzinach...gości nie ma...rodzina - w sumie tylko ja, bo moja siostra była dzień wcześniej" ale ok...było spoko...trochę poplotkowałem z mamą i git.
Z prezentem trafiliśmy w samo sedno...aż się łezka w oku zakręciła...ramka z taty zdjęciem się podobała...to najważniejsze...

wieczorkiem z J., zaproponowaliśmy Wojtkom grę w "Państwa i miasta"...zabawa była świetna...ale najlepszym hitem jest: chomik przez samo H :) gratulujemy Wojtkowi :)

Za oknem mróz taki ze się wszystkiego odechciewa...na tą chwile około -25...i to się nazywa klimat umiarkowany...amplituda temperatur zima-lato to jakieś 65 st. :)

M.

piątek, 22 stycznia 2010

no i sesyjnie....

...z dniem dzisiejszym Pan M. skończył 7. semestr swojego Gestion'u...teraz już tylko sesja....której swoją drogą w ogóle nie czuję.
Dziś o poranku pojechałem na zaliczenie włoskiego...napisałem pięknie kolokwium...nawet pomogłem koledze :D
Ogółem ostatnio mam spadek nastroju...jestem jakiś dziwny...totalnie nie do życia, ale to pewnie przez pogodę (totalna Syberia w Polsce, a na dodatek przeczytałem przed chwilą w necie że idzie do nas wyż syberyjski i ma być -30 ) i swoją drogą też przez jazdy mojego umysłu...ale pocieszam się ze już coraz bliżej wiosna i że Marcinek wróci do normy...
Tak nam brakuje wiosny...poszlibyśmy porobić jakieś foty w plenerze...mnie brakuje bycia w centrum uwagi obiektywu a K. latania za mną z aparatem...JA CHCĘ JUŻ WIOSNĘ...i znowu nie nadążymy przerzucać foto do kompa i ich obrabiać :)

K. w swoim świecie...tabelki tabelki tabelki i kolorowanie excel'a to jest to :D Awans mu służy robi to co lubi i to w czym się czuje jak ryba w wodzie...fakt że chodzi spać teraz 2-3 w nocy, ostatnio to norma...ale na początku trzeba pokazać się z jak najlepszej strony, a dwa gonią terminy.

Teraz siedzimy i dłubiemy...K. dalej tabelki( bo co to by mogło być innego), ja w tym momencie bloguje...ale zaraz będę pisał prace na zaliczenie z Management de qualite :)

M.


świeżutkie foty...robione dziś w nocy podczas nocnych plot na skypie :D


=============================================
Trochę fotek J.







czwartek, 14 stycznia 2010

troszkę ploteczek i melancholi

dzionek...inny ale nie wyróżniający się niczym specjalnym od pozostałych...było parę akcentów śmiechowych, że aż dziwię się skąd ludzie biorą takie myślenie i pomysłowość...

zacznijmy od mojej wizyty dziś na uczelni...
...moja koleżanka oznajmiła mi że się zaręczyła...zaraz po północy w Nowy Rok...nie omieszkałem zadać pytania
"-pozazdrościłaś mi i nie mogłaś być gorsza od Nas?" nie usłyszałem odpowiedzi...ale ona już tak ma że jak ja coś zrobię to ona też...ten typ tak ma od samego liceum...bo od liceum mamy przyjemność się znać.

kolejna fajna akcja dzisiejszego dnia również na wydziale to to, jak koleżanka z która się nie odzywam...spieprzała przede mną jak mnie tylko zobaczyła...ale wniosek jeden jak sumienie kogoś gryzie bo źle zrobił to już tak jest...

później pojechałem na kolejną rozmowę kwalifikacyjną...kolejny szok....czy kiedykolwiek ktoś Was rekrutował odziany w dres?? Bo ja dziś doznałem tego zaszczytu...nie wiedziałem czy śmiać się czy płakać...czy w ogóle wyjść od razu...Kosmos...

A poza tym to standard życia...awans J. idzie coraz bardziej do przodu...wyposoażonko na nowe stanowiska powoli gromadzi...jest cały pozytywnie nastawiony...cały zwarty i gotowy do podjęcia wyzwania i pokazania wszystkim...trzymam za Niego kciuki...wiem że wszystkim pokaże na co Go stać

ja powoli wpadam w wir sesji...a tak mi się nie chce że to porażka...ale muszę się zebrać w sobie i dźwignąć ten ciężar...coraz mniej mi te studia odpowiadają...tylko to, że tak daleko już jestem i że mam styczność z francuskim, trzymają mnie na nich...dobrze że już miesiące do końca jakoś wytrzymam...i będzie dobrze...
...parę osób będzie ze mnie dumnych jak zdobędę dyplomikiem...a najbardziej tata...ale On go zobaczy z góry...szkoda...że nie może się cieszyć z moich sukcesów i radości w ziemskim życiu...wiem że jest zawsze obok...
M.

środa, 13 stycznia 2010

...

...i co z tego, że jest Pierwsza w nocy...i co z tego, że za oknem mróz spowił świat...i co z tego...
...jestem po rozmowie z Prezesem, Panią Rektor i Panią Dziekan...jestem spokojniejszy...dam radę...muszę...nie ma innej rady...co prawda każdy przede mną wylatywał z tego stanowiska...ale ja nie jestem KAŻDY!!!...i pokażę co potrafię...
...mh...tak sobie pomyślałem dzisiaj...pewnie Babcia byłaby ze mnie dumna...heh...co ja gadam...jest dumna...TAM...GDZIEŚ...szkoda tylko, że nie mogę powiedzieć jej tego osobiście...choć wiem, że była ze mną w każdym momencie...jest nadal i wspiera mnie...

J.

wtorek, 12 stycznia 2010

opierdzielamy się

...dzień poświęcony na błogie lenistwo i totalnie nic nie robienie...
udało nam się w końcu wyspać odespać ostatnie wrażenia i długie siedzenie po nocy...kulturalnie wstaliśmy po 10 :) później smakowe śniadanko...

w między czasie porobiliśmy parę konstruktywnych rzeczy... J. pouczył się włoskiego...bo zaraz zaczyna kolejny semestr nauki i trzeba było sobie powtórzyć co nieco...ja w między czasie zmodyfikowałem trochę bloga żeby był inny bardziej przyjemny dla oka...dalej mi coś na nim brakuje ale sam nie wiem jak to zrobić...to raz a dwa nie potrafię wstawić innych gadżetów...
...i wspólnie pokonwersowaliśmy z Frykime Przestępcą :D...Polska rzeczywistość non stop nas zaskakuje...jak nie kanary co o bilecik robią problem...to czytamy w necie jak ekspresowo można kogoś pozbawić mieszkania...jawne absurdy rzeczywistości a niby się mówi że przyjazne państwo...chyba tylko dla urzędasów...im się chyba najlepiej tu żyje bezproblemowo..

właśnie się tak nażarliśmy że hohoho...aż J. padł i sobie leży a ja tworze notkę...

w czwartek kolejna rozmowa kwalifikacyjna zobaczymy czym mnie tym razem zaskoczą...czy po raz kolejny stwierdzę że chora polityka firm polskich...to się okaże w czwartek...

M.

poniedziałek, 11 stycznia 2010

...dzień jak co dzień...nihil novi sub sole jak "mawiał" Kohelet...nic specjalnego się nie wydarzyło i pewnie nie wydarzy...w końcu już koniec dnia...w pracy jak to w pracy...dużo pracy...szczególnie teraz...choć inaczej już do tego podchodzę...rzygać generalnie mi się chce...jak pomyślę o paru osobach i spraw z nimi związanych...zmęczenie daje się we znaki bo pracy jest na serio mnóstwo...jak to przy końcu semestru...wszystkie dokumentacje, skreślenia, dzienniki, arkusze i inne pierdółki składające się na wspaniałą rzecz jaką jest oświata...ale po pracy wcale odpoczynku też nie ma bo jeszcze czeka powrót do domu a na Syberii jest to szczególnie trudne...no ale na szczęście dziś jakoś to sprawniej chodziło...więc w domu byłem w miarę wcześniej...więc w końcu odpoczynek...buahahahahahahahah...dobry żart...na wejście do domu sterta niepozmywanych garów...jak ja to kocham...trudno...postrzelałem fochy i pozmywałem...przecież w końcu siedziałem w pracy, w sekretariacie...a jak wiadomo tam się przecież nic nie robi...tylko kawkę spija i czyta NA ŻYWO...tudzież inne kolorowe pisemka...postanowiłem więc po pracy popracować ze zmywakiem w ręku...co tam...co prawda M. w domu był o wiele wcześniej...ale może nie miał czasu...może siedział na necie...nie wiem...w każdym razie faktycznie mógł nie mieć czasu...ale nic to...celem było pozmywanie i wyzwanie podjąłem... :)


J.

niedziela, 10 stycznia 2010

leniowa niedziela

...zima zima zima...końca ni ma...
za oknem zima w pełni...mróz jak cholera, że się z domu wyjść nie chce...a Misiek musiał w ten mróz do pracy iść...skandal...w takie dni jak dziś mamy to szkoły powinny być zamknięte...

...weekendzik minął milusio...wczoraj wieczorkiem popijaliśmy winko - wyszło prawie po jednym na głowę, (trochę się wstawiłem...już dobry byłem :P)
...i z Wojtkami graliśmy w EuroBusiness...i był...fun...

oczywiście ograłem wszystkich... :D HiHiHi

Dziś rozmowa z Królewiczami trochę mnie postawiła do pionu...powiedzieli żebyśmy zaczeli działać w sprawie awansu Kuby...i żebyśmy olali frajera...który psuje krew
...i tego sie trzymamy...

M.

sobota, 9 stycznia 2010

eh...

...na pewne sprawy nie ma siły nawet by je komentować...żal mi dupków...

piątek, 8 stycznia 2010

zima z oknem

...dzień jak co dzień...nic nadzwyczajnego...
o poranku włoski...znowu na nim nic nowego się nie dowiedziałem...stoje caly czas w miejscu ale chodzić trzeba...standardowo Pietro przekręcał moje imię...dziś dla odmiany byłem Mariuszem...stwierdził ze w rama rehabilitacji za to przekręcanie powinien mnie na piwo zabrać...bez komentarza...

następnym wydarzeniem dnia była rozmowa kwalifikacyjna...rano gdzieś widziałem światełko w tunelu...ale po wyjściu stwierdziłem tylko że pewnym firmą to się powinni do dupy dobierać za politykę jaką prowadzą...szok...a wszyscy myślą ze to taka sprawna, idealna, pnąca się w górę firma...może i tak jest, ale to wybijanie sie jest kosztem pracowników...którzy traktowani są jak w obozie pracy...
...znów jestem w punkcie wyjścia...trzeba szukać dalej...

...mama mojej uczennicy podrzuciła mi dziś pomysł...żebym może swoje życie zawodowe wziął we własne ręce...nie jest to głupi pomysł...wymaga przemyśleń i analizy za i przeciw...
...pożyjemy zobaczymy...

niech się ta zima już skończy bo jestem jakiś wypluty, zmęczony...i ogółem chwilami chyba nie do życia...

...dumy jestem z Ciebie Misiaku...Twój awans bardzo mnie cieszy...


M.


=====================================================================================

...dzień dobry...powitać i inne formy przywitania...
...na szczęście kolejny dzień na Syberii mamy już za sobą...w ogóle to masakra jak ten czas ucieka...dopiero były święta...a tu już za chwilę połowa stycznia...

...dziś o awansie dowiedziała się moja Pani Dyrektor...hehe...buuuuuuuuuuuuu...jeszcze parę dni i już nie będzie moim dyrektorem...czas na kolejny level...heh...swoją drogą dwa i pół roku zleciało jak z byka strzelił...2,5 roku pracy z TĄ Dyrektorką...w sumie fajna kobita ale...ale to może innym razem...w każdym razie zachwycona chyba nie jest, że nie będę już współpracował z nią...no cóż...życie...w końcu czas zakasać rękawy i zobaczyć jak wygląda "brudna" robota Pana Jakubka...będzie śmiechawa na maxa...już to czuje...
...jutro trzeba zacząć robić porządki w sekretariacie by zostawić po sobie czystą kartę...więc jutro pewnie mam dzień pod znakiem wystawiania zaległych zaświadczeń, układania w szafie segregatorów itp. ...
...nie ukrywam będzie mi dziwnie ostatniego dnia...wyjść z sekretariatu, zamknąć za sobą drzwi i powiedzieć Pani Dorotce i Asi DO WIDZENIA...spędziłem tam ponad rok na oddziale...przyzwyczaiłem się do tego miejsca...praca nie była zła...w sumie to lubiłem prace w policealnej...ale nie ma tego złego...tu poznam nowych ludzi, nowe środowisko...będzie też fajnie...a do Pani Dorotki zawsze będzie można wskoczyć w tygodniu na kawkę...

..."Marcin jest smutny. Przychodzi z pracy i nic nie mówi. Zupełnie nie wiem jak mu pomóc. Zima działa na niego niekorzystnie."...

...to kawałek dzisiejszego posta z bloga Naszych Przyjaciół...mh...Marcin...nie smutaj się...zawsze gdy czytam lub widzę jak fajni ludzie są smutni to sam jakoś popadam w zamyślenie...i gdyby się miało tylko moc jakąś sprawczą chcę pomóc...tak jest i w tym przypadku...jedyne co mogę zrobić to przesłać przeogromnie ciepły uśmiech aby ogrzał Was chłopaki w te zimowe godziny...


J.

czwartek, 7 stycznia 2010

...dziś dzień dobry jak najbardziej...

...hehe...kto by pomyślał...już nie będę sekretarkiem...dziś dostałem "awans"...i będę pracował w wyższej szkole jako człowiek od planów zajęć...studenci na zajęcia będą chodzić tak jak będę chciał...hehe...swoją drogą w końcu samodzielne stanowisko... :D

=======================================================================================

...mam wyrzuty sumienia...przez co? Ano przez francuski..tak, przez język francuski...najpierw zacząłem przygodę z włoskim...zajebisty język...ale nie wyszło...szkoły językowe nie chcą prowadzić włoskiego bo to trochę nieopłacalne...
...zaczęła się przygoda z językiem francuskim...w sumie podobny do włoskiego...ale błagam...wymowa...hardcore...przebrnąłem przez parę lekcji...ale bez większego entuzjazmu...niby mi się podobało...ale to jednak nie to...tęsknota za włoskim była większa...aż tu wczoraj informacja, że włoski wznowiony...15 stycznia nowe zajęcia z la lingua italiana...heh...będzie zajebiaszczo...to język, który działa na mnie przeogromnie...mi piace motlo....
J.

środa, 6 stycznia 2010

...a dzień dobry...

...no i mamy już drugi dzień fairytale...na szczęscie jeszcze wolne dzisiaj ale jutro już koniec wolnosci...i lavoro...w ogóle to bez sensu bo w magistracie łódzkim mają urzędasy wolne w dniu Trzech Króli a zwykły szarak musi zapitalać....no ale trudno...co mi po tym skoro i tak mam wolne dzisiaj...heheh...

...co ciekawe dzis za oknem jakis armagedon...sniegu nawaliło po kostki z tendencją po kolana...w taką pogodę przyjechałem do Marcinowego Kacpra na imieniny...i sprawiłem dziecku wielką radosć zabawką...pluszową, zieloną, w sumie to brzydką ale cóż...dzisiejsze dzieci bawią się takimi dziwnymi zabawkami...Pani Sprzedająca nawet za bardzo nie wiedziała co sprzedaje jesli idzie o tę zabawkę...ale nie czuła się pewnie osamotniona bo ja sam za bardzo także nie wiedziałem co to jest...jednak po męsku nie przyznałem się do tego...

=====================================================================================

...i już w domu...siedząc przed kompem doszło do mnie, że kiedyś już prowadziłem bloga...heh...co to były za czasy...smutne...to było po odejściu Babci, tej jedynej osoby najważniejszej w moim życiu...owszem, Rodzice są ważni i najważniejsi...ale to inny kaliber WAŻNOŚCI...pamiętam jak swoje złe emocje wywalałem na tym blogu...niektóre komentarze stawiały mnie do pionu choć z perspektywy czasu patrząc wcale w nie nie wierzyłem...to był kwiecień/maj 2006 r. ...Boże...jak ja wtedy nie chciałem wiosny...nie cieszyły mnie żadne pąki na drzewach, żadne nowalijki, żadne promienie słońca...wszystko skończyło się 10 kwietnia 2006 r. ...albo inaczej zaczęło się...zaczęło się nowe życie...w całkiem nowej świadomości życia dorosłego...życia i mieszkania samemu...dla kogoś kto zawsze miał wyprane, wyprasowane, posiłki podstawione pod nos i pozmywane po nich...to było cholerne zderzenie z rzeczywistością...heh...ale dałem rade...choć nie ukrywam, że po dziś dzień brakuje mi Jej...Tej najkochańszej Babci...życzę wszystkim takiej Babci...zawsze gdy wchodziłem do Niej nie wstawała z łóżka tylko wyglądała na mnie z wersalki i czekała aż wejdę do pokoju...witała mnie zawsze uśmiechem...czasem wizyty przebiegały bez słów...ale nie one były najważniejsze w tej chwili...najważniejsze, że mogłem być przy Niej...szczególnie w tych ostatnich chwilach...chwilach, które wiedziałem, że więcej się nie powtórzą...że tylko w tym jedynym danym czasie mogę się na Nią napatrzeć, nasłuchać, poczuć smak herbaty zrobionej przez Babcię...tak mi tego brakuje...

...heh...nie wiem czemu o tym piszę właśnie dziś i właśnie teraz...jakoś mnie tak naszło...widać musiałem...siedziało to we mnie...

...Sois tranquille , tout va bien ,
Sois tranquille , je suis serein...

J.

=====================================================================================

Teraz pora na stwora Marcina...:)

dziś milusi dzień u mamy na wsi...pojechaliśmy do Kacpra na imieniny...sprawiliśmy dziecku radochę jakimś stworem z Ben10 :D
...nic by nie było dziwnego w tym gdyby nie to, że wracaliśmy do domu 2 godziny...bo oczywiście drogowców zaskoczyła zima...
...a oto radość dziecka z potwora...



=====================================================================================
...a teraz trochę o Sylwestrze i o pierwszych dniach Nowego Roku...

...jak wiadomo...Sylwestra spędziliśmy w Poznaniu...na imprezce...
tak się prezentowaliśmy na niej...trochę wyglądam na tym zdjęciu jak pijany...ale ja tak zawsze wyglądam na fotach...
impreza udana...trochę muzyka kijowa..bo DJ grał dla siebie a nie dla ludzi...ale i tak się ubawiliśmy...imprezę skończyliśmy 10 min przed końcem,
czyli około 5.
W Nowy Roczek się wyspaliśmy...około 15 poszliśmy na obiadek do Sphinx'a...bo w przeciwieństwie do Łodzi w Posen knajpy są otwarte w Nowy Rok...
Później poszliśmy do naszego ukochanego pub'u Pomarańcza...gdzie ubawiliśmy się na maksa...i obiedliśmy na maxa...

a reszta w fotograficznym skrócie :P z małymi komentarzami...

Kubuś w Pomarańczce spija piwko :)

Kubuś na rynku...






Teraz Moi...




=====================================================================================

a teraz największy szok Nowego Roku...Marcin zmienił fryzurkę...Kuba dokonał postrzyżyn...

M.

Na powitanie...

...wielki ukłon w stronę Panów Rossakowskich-Lloyd...tak na prawdę ten blog bez Was by nie powstał...byliście Panowie iskrą zapalną dla pomysłu naszego FAIRYTALE...

...od czego zacząć-pojawił się ów problem...siedząc przy biurku z laptopem prawie na kolanach zastanawiamy się co takiego napisać na samym początku...bo przecież początek jest najważniejszy...któż z nas nie miał takiego wrażenia zabierając się za lekturę szkolną...dlatego też taki problem miałem zawsze z QVO VADIS...wiem, wiem...suszenie głowy o to, że nie przeczytałem tej lektury ciągnie się za mną do dziś...
...ale, ale...o i właśnie mamy już początek naszej fairytale...

...paroles, paroles, paroles...jak to ktoś kiedyś mawiał... :) Potok słów jeszcze "zaleje" niejeden post...co będzie dalej? ...o tym już niebawem...
J.