wtorek, 13 lipca 2010

...une semaine...

...dziś mija tydzień w mojej nowej pracy...
...dziś pierwsze podsumowania nowego stanowiska pracy...
...a więc...
- praca przyjemna,
- cały czas się coś dzieje, nie ma czasu na nudę,
- ludzie spoko, koleś który mnie drażnił przeszedł do innego działu :D
- czas upływa mi w niej szybko, nim się obejrzę już czas iść do domu,
- wyzwania postawione przede mną, są interesujące,
- w końcu widzę to, że mogę sam podejmować decyzje, pomimo tego, że to nie moja firma,
...nic więcej nie mogę na temat pracy napisać...bo to jeszcze za krótko. Wiem, że przyjdą takie momenty, że się nie będzie chciało iść, bo to norma, ale na tę chwilę jest spoko...i oby jak najdłużej.

po powrocie do domku, czekał na mnie przepyszny obiadek, J. dziś szalał kulinarnie. Zrobił dodatek do Egusiowych klopsików, które to wczoraj odebrałem od schorowanego członka KSD. Miało być klopsikowe przyjęcie, ale niestety nie wyszło, choroba wzięła górę, ale nie ma tego złego...odbijemy to sobie :)

coś nie mam dziś weny do pisania...może później bardziej mnie weźmie to jeszcze coś dopiszę, na teraz to tyle.

:*

piątek, 9 lipca 2010

...Dior...

...właśnie zobaczyłem najnowszą kolekcję haute couture na jesień-zima 2010 od Diora i padłem...jest cudowna...te kolory...te kroje...różnorodność zestawienia możliwości krawieckich...tworzących jedną całość...spójną całość...bosh...zakochałem się w tej kolekcji...nie jestem w stanie wyrazić tej pełnej cudowności...tego co Dior zaprezentował...

Te suknie i dodatki jak dla mnie kolorem i fakturą...śmiało mogę stwierdzić przypominają kwiaty...różnorodną roślinność...

w dzisiejszym wydaniu Dior'a...rządzi przepych i ekstrawagancja...możemy to szczególnie zaobserwować w balowych sukniach w intensywnych odcieniach fioletu, żółci i czerwieni. Słynna klasyka Dior'a w tym pokazie odeszła na bok...jej miejsce zajęły bajkowe dodatki - celafonowe kapelusze i wielkie kokardy, jako paski. Całości dopełniały fryzury oraz intensywne makijaże - lipstick w kolorze czerni i rainbow'owe cienie do powiek.

Jedno jedyne podsumowanie nasuwa mi się na myśl...John Galliano...jest modowym bogiem...modowym Michałem Aniołem...tylko rzeźbi w innym materiale...

Zobaczcie sami...













czwartek, 8 lipca 2010

...remont...

...tak szumnie okrzyknięta notka...nazwana przeze mnie "remont"...kryje pod sobą trochę zmian...nie zmian mieszkaniowych a życiowych...zawodowych dokładniej rzecz ujmując...

od wtorku zacząłem nową pracę...dziś podpisałem umowę...bawię się w specjalistę ds. marketingu w osiemnastu oddziałach w Polsce...innymi słowy kieruję ludźmi zajmującymi się marketingiem w filliach na terenie RP. A poza tym masą innych rzeczy związanych z ogarnięciem marketingu...faktury, reklamy, budżet...itp.

Żeby tego wszystkiego było mało, mam taki ruch w interesie w budowie swojej ścieżki kariery, że teraz lawina ofert...na jedną się chyba skuszę...wezmę na swoje mizerne plecy dwa etaty, bo czuję, że dam radę, że będę jak ryba w wodzie...zajmę się dziedzinami, które mnie interesują...ale o tym drugim etacie za kilka dni, dziś jestem po pierwszej rozmowie...ale chyba poszło pozytywnie i nawiąże współpracę :)
oby...oby...

a tak po za tym to jakoś czas płynie wczoraj KSD dziewic po raz kolejny czerpał z łona natury...oczywiście zajęliśmy z drobnymi robotami domowymi...na przykład przełożeniem drzwi w lodówce w drugą stronę...boże jakie to było pasjonujące...

mama po powrocie będzie zdziwiona, że nie może otworzyć lodówki :) bo nic nie wie, że drzwi są tak zrobione jak być powinny...zrobione już dawno temu...otwierają się nareszcie prawidłowo w odpowiednią stronę...wróci jutro powymyśla...powymyśla i znowu pojedzie i powie co trzeba zrobić...ten typ już tak ma :)

dziś mogę powiedzieć, że osiągnąłem kolejny sukces pedagogiczny...J. złamał kartę do bankomatu i nie wkurwił się mega na to...stwierdził, że nie ma już na to wpływu, złamała się...stało się i nic mu nie pomoże wkurwienie...może ja powinienem zająć się pedagogiką a nie marketingiem?? :D

:*

poniedziałek, 5 lipca 2010

...last weekend & new job...

...last weekend...
weekendzik spędziłem w pod miejskiej letniej rezydencji 1/2 KSD...świętując urodziny 1/4 KSD...dodam, że to były 30-te urodziny...impreza była przednia...pomimo zdominowania jej przez cycki...
...a taka ciekawostka...tak mnie teraz naszło...Klub Szalonych Dziewic ma łącznie 109 lat...ale od września ta cyferka wzrośnie do 110 :)
...najbardziej zapamiętana akcja urodzinowego weekend'u to powrót do domu i czytanie jednego z prezentów jubilata...notabene od J. i mnie...

...kupując powyższy prezent nie myśleliśmy, że będzie on aż tak humorystyczny...popłakaliśmy się we czterech ze śmiechu czytając o atrakcjach z okazji Wielkanocnych spotkań...
...naprawdę impreza była świetna tych co nie było niech żałują...

...new job...
tak w ramach małego chwalenia się...właśnie dziś dostałem nową pracę :P
...będę od jutra specjalistą ds. marketingu w jednej z ogólnopolskich sieci szkół...a najzabawniejsze jest to, że jak była cisza o pracę to była a teraz mam w zanadrzu jeszcze jedną...i w głębi serca, mam nadzieję, że ewentualnie uda mi się pogodzić i jedną i drugą...bo obie są świetne, jeśli idzie o rozwój i sprawdzenie swoich możliwości...

a teraz KSD idzie pić...i piec ciasto...

kisski :*

sobota, 3 lipca 2010

...upadłem...

doszedłem do wniosku, że upadłem. To co się ze mną porobiło na stare lata to porażka. Jak tak to to się tylko oglądałem za starszymi od siebie facetami...różna to różnica wiekowa była...

...ale ostatnimi czasy zaczynam się oglądać i spoglądać na młodszych...

pod blokiem kręci się taki fajny młody dresik...fajne nogi...fajnie zbudowany...ogółem fajny look...twarzyczka może nie za specjalna ale ma coś w sobie, ma na pewno coś takiego co mnie zawsze kręciło...twarz bandyty...chłopaka z wyrokiem...no po prostu jest sweet...ale jak się dowiedziałem ile ma lat...to się za głowę złapałem...całe 16 wiosen...

istny dramat...co się ze mną porobiło...czy to już ten wiek...gdzie się człowiek ogląda za młodszymi, żeby sobie latek odjąć...chyba jak na mnie ciut za wcześnie...

mało ważne...ale chłopaczek jest niczego sobie...nawet już zrobiłem przegląd nk i znalazłem... :P

a najśmieszniejsze jest to, że J. uczył go w podstawówce...jak on kończył podstawówkę to ja byłem na pierwszym roku studiów d(^_^)b boże...

charakter & osobowość

od wczoraj zastanawiam się nad swoim charakterem...tym jaki jestem? zastanawia mnie to bardzo...właśnie zacząłem czytać w internecie różne rzeczy z tym związane i na przykład:

- suma liter mojego imienia to 5 (wyliczone ze specjalnego kodu) a do 5 przypisane są takie właśnie cechy:
"wyróżnia się silną osobowością, nieskrępowaną konwenansami. Jest przedsiębiorcza i zaradna. To pionier przecierający nowe szlaki, człowiek czynu i szybkich decyzji. Wytyczone cele chce osiągnąć szybko, nie zawracając sobie głowy dyplomacją. Nawet z upływem lat nie traci swojej iskry. Może zwolnić tempo, ale i tak będzie wyprzedzać rówieśników. Obiekt swojego pożądania zdobywa bez trudu i natychmiast chce go sobie podporządkować. Potrafi być wprawdzie wybuchowa i hałaśliwa, ma upartą i wojowniczą naturę, ale gdy już się wyładuje, jest potulna jak baranek".
Ile w tym prawdy, chyba bardzo dużo, większość się zgadza.

- Odszukałem też jak tłumaczyć moje imię:

"Nie jesteś wojowniczy i nie idziesz przez życie przebojem. Należysz do osób skromnych i spokojnych, nie narzucających się, dobrze ułożonych i grzecznych. Trudno poznać Twoje poglądy, plany i zamierzenia, gdyż jesteś skryty i zamknięty w sobie, a wrodzona nieśmiałość nie pozwala Ci działać na pierwszej linii pod ostrzałem cudzych spojrzeń i opinii. Taka postawa może wpłynąć na Twoją aktywność na lekcjach (a co za tym idzie - na ocenianie Cię przez nauczycieli); może też nie zjednywać Ci wielu przyjaciół; którzy sądzą, że trzymasz ich na dystans. A jesteś przecież ambitny i twórczy, masz mnóstwo świetnych pomysłów i potrafisz być znakomitym organizatorem. Starasz się ulepszać świat, czynić go bardziej przyjaznym, masz dobre serce, rozumiesz potrzeby innych, chętnie pomagasz słabszym. Dzięki temu zdobywasz autorytet w swoim środowisku, koledzy chętnie Cię słuchają i korzystają z Twych rad. Cechuje Cię wrażliwość i wyostrzona intuicja, lubisz zwierzęta i kontakt z przyrodą, jesteś ciekawy świata (zarówno tego z tej, jak i nie z tej ziemi). A na dodatek natura obdarzyła Cię bujną wyobraźnią i ogromnym poczuciem humoru. Warto więc wypowiedzieć wojnę zbytniej nieśmiałości!"


CECHY CHARAKTERU

ambitny, cierpliwy, czuły, delikatny, dobry, dowcipny, inteligentny, mądry, miły, obowiązkowy, odpowiedzialny, odważny, optymista, pewny siebie, pilny, poważny, samodzielny, skromny, spokojny, stanowczy, zdecydowany, sympatyczny, szarmancki, szczery, śmieszny, taktowny, tolerancyjny, uprzejmy, uroczy, wrażliwy, wyrozumiały, agresywny, bezczelny, bezwzględny, despotyczny, egoista, gadatliwy, głupi, indywidualista, ironiczny, kłótliwy, lekkomyślny, leniwy, niedbały, nieokrzesany, nietaktowny, pesymista, podstępny, przebiegły, skąpy, surowy, tchórzliwy, zarozumiały, zawistny...itp. (*)

sam nie wiem co wybrać z tej listy...

(*) - niepotrzebne skreślić

piątek, 2 lipca 2010

...moje fotograficzne wypocinki...

w pewnym momencie jakaś fotograficzna wena mnie złapała podczas ostatniego wypadu na łono natury i tak zacząłem pstrykać i pstrykać...i wyszło mi to...







piątkowy poranek...jak ja lubię taki dni...kiedy wstaję rano... bezstresowo...i czeka na mnie już herbatka...normalnie jak paryskie filmowe życie...kawa i croissant...a teraz sobie siedzę i bloguję normalnie bosko...w tle gra radyjko...J. też bloguje...jak w niebie...podejrzewam, że gdyby był w JST internet, to większość czasu spędzilibyśmy na wsi...i byśmy wstawali i jedli śniadania w ogrodzie, komunikując się z całym otoczeniem z zielonego łona. Wypoczywając, słońcując się a przy okazji słuchając odgłosów natury.

Dziś nad ranem zasiałem w swojej głowie panikę...jak to jest w zwyczaju hipochondryka naderwałem sobie strupa, ostatnio oglądanego przez lekarza, który stwierdził, że to zapalenie na bliźnie po moim zeszłorocznym zabiegu. A panika wynikła z tego, że zaczęły mi się z tego sączyć płyny...oczywiście ja zielony ze strachu...no ale chyba mi nic nie będzie...teoretycznie na coś trzeba umrzeć. A tak ogółem, każdy kto to widzi mówi, że mu się to nie podoba. J. wyglądem tego jest zaniepokojony, ale chyba nic mi nie będzie skoro dr Rysio nic mi nie powiedział, a sam mnie kroił, więc chyba mogę być spokojny i Miś też.

Plany na dziś...cholera wie jakie...może kolejna porcja Sex and the city...zobaczę...muszę całą szafę jeszcze przetrząsnąć w poszukiwaniu odpowiedniej garderoby na jutro...ale spokojnie na to mam jeszcze czas.

...McQueen by Sarah Burton

...po tragicznej śmierci Alexandra, pałeczkę po nim przejęła Sarah Burton...czy uda jej się utrzymać styl i niepowtarzalność jaką prezentował McQueen?

dziś z rana odnalazłem w internecie nową kolekcję zrobioną przez Sarah'e dla domu mody McQueen...oto jej projekty





dla porównania ostatnia kolekcja McQueen'a



Jak dla mnie Burton nie podołała zadaniu które wzięła na swoje barki...jej kolekcja odbiega bardzo od konwencji jaką prezentował McQueen. Gdzie te szokujące elementy, szokujące zestawienie kroju...nie ma tego...są proste sukienki, dość zwiewne...podoba mi się jedynie czerwona sukienka...i jedyne o co postarała się aby było zrobione na podobieństwo dzieł Alexandra to wypusty przy kieszeniach w płaszczach.

Takie moje zdanie...ale ja zawsze byłem krytyczny, fakt, żeby mnie urzekła jakaś sukienka czy jakiś strój, musi spełniać jeden warunek...od razu jak coś widzę muszę powiedzieć sobie w myśli WOW wtedy wiadomo, że przypadło mi to do gustu...tu było tak przy czerwonej sukience, ale bez większego szału to WOW...takie maluteńkie było.

czwartek, 1 lipca 2010

Wieczorek literacki

po pobycie na "zawsiówce" w letniej rezydencji zwanej "daczą" :) stwierdzam, że jestem uzależniony od blogowania...tak mi brakowało dostępu do bloga wczoraj w JST, że mała głowa...wiem, że ten blog to raczej ma formę pamiętnika a nie czegoś głębokiego, ale naprawdę wpadłem w ten nałóg. Nic na to nie poradzę, ale mi to nie przeszkadza...lubię się dzielić tym co się dzieje...oraz jakimiś tam moimi przemyśleniami...

UWAGA !!! UWAGA!!!
a teraz nadmienię o moim pomyśle dla KSD i kooleżanek...jako, że zazwyczaj balujemy pod pretekstem imprez okazjonalnych...może zebralibyśmy się w sobie i stworzylibyśmy imprezę cykliczną...raz w miesiącu tak zwany "WIECZOREK LITERACKI"...co wy na to?

Miałoby to wyglądać mniej więcej tak...
...zgłasza się pewna liczba chętnych do wzięcia udziału w Wieczorku...losowo (czytaj...Marcin będzie bawił się w maszynę losującą - i następuje zwolnienie blokady...) wybrana osoba spośród zgłoszonych uczestników, wybierałaby książkę, którą przez najbliższy miesiąc czytamy, a później wybieramy czas i miejsce...i spotykamy się pod pretekstem przedyskutowania książki...krótko mówiąc obrobieniu "dupy" książce...a później znając życie balujemy...bo inaczej się nie da...i tak cyklicznie raz w miesiącu...na każdy miesiąc, inna osoba wybiera książkę...co o tym myślicie?

aha i nie ma, że ja nie czytam tej książki bo coś tam...chodzi o krzewienie literatury...

czekam na jakieś ewentualne przemyślenia na ten temat...jakie jest Wasze zdanie w tej kwestii...jakie są Wasze sugestie...

tak ogółem mnie naszło na oglądanie Sex in the city...zamierzam po raz kolejny obejrzeć wszystkie odcinki...ale co mi z tego wyjdzie...nie wiem...

chodzi za mną plaża morze i książka w łapie, ewentualnie lapek...w wiadomym celu nielicznym...ku tworzeniu mojego "dzieła"...dzieła to za duże słowo...ale tylko ono mi najbardziej tu pasuje...

jeszcze jedno...wczoraj wziąłem się za tworzenie kreacji...ale ch** z niej wyszedł...jak przód pięknie wyszyłem ozdobiłem, tak plecy spierdoliłem na maksa...ale powiedziałem sobie, że w wolnej chwili zrobię jeszcze jeden raz takiego t-shirta ale bardziej odpicowanego...i wtedy go zaprezentuję...może przywdzieję go na imprezę imieninową...zobaczę...