środa, 29 grudnia 2010

Między kuchnią a salonem

Jako house manager - mój drugi zawód, oglądałem sobie po wszystkich domowych obowiązkach, nowy jak dla mnie, ale nie taki nowy dla TVNu program "Między Kuchnią a Salonem". Program bardzo fajnie prowadzony przez Olgę, która to w słowach nie przebiera :)
Konstrukcja planu na którym się to dzieje bardzo miła dla oka. Mega boska kuchnia w której to w każdym odcinku jakiś kucharz robi fajne kulinarne wynalazki. Dziś było tiramisu, wczoraj fritaty z cukinii z feta...mniam mniam mniam...

Poruszony dziś temat to psychologiczny aspekt postanowień noworocznych. Otóż każde ogólne postanowienia prędzej czy później zostaną zapomniane, szybciej niż nam się wydaje. To fakt, już sam nie pamiętam co było moim postanowieniem na 2010. Dlatego też, każde postanowienie powinno być oparte w jasny cel np. jeśli zamierzamy iść na dietę, nie mówmy sobie "Idę na dietę od stycznia", powiedzmy sobie "do tego i tego miesiąca schudnę 5 kg". Myślę, że może to zadziałać, w moim przypadku na bank, bo ogólniki to nie dla mnie. Jasny cel jest dla mnie czymś konkretnym i chyba łatwiejszym do osiągnięcia. Nie wiem jak to jest u was, czy ogólnik czy cel wam towarzyszy przy postanowieniach, ale mój J. uważa, że i jedno i drugie to to samo więc bez różnicy.

Ja przy moich noworocznych postanowieniach będę planował z jasno określonym celem i sukcesywnie będę sobie udowadniał, że dałem radę to zrobić. Taki mój mały motywator na życie.

Prorok, a może wyrocznia

tak jak przypuszczałem dziś wstałem w lepszym humorze. Jakiś bardziej rześki jestem, mam więcej powera w sobie.

Z samego rana wziąłem się za pracę - bo co innego można robić w domu na urlopie - można tylko pracować, rzecz jasna. Jako przykładny pracownik :) wziąłem i zleciłem reklamę w prasie. Z 30 tytułów ogarnąłem dopiero 10 :) reszta na jutro albo późne popołudnie dziś.

Inny kolejny news dnia to fakt iż wraz z Piernikiem - nowa postać na moim blogu, koleżanka z pracy, pracowa przyjaciółka geja - okazuje się że jesteśmy prorokami. Przed świętami stwierdziliśmy, że nowa koleżanka długo miejsca nie zagrzeje u nas w dziale, bo za słaba jest psychicznie i nie wyrobi presji i natłoku obowiązków jakie będą na niej spoczywać. Jednomyślnie nie garnie tej kuwety. Stwierdziliśmy że jak wrócimy po urlopie 3 stycznia 2011 to się wcale nie zdziwimy jak się okaże, że jej nie ma. A tu proszę dziś info, że dziewczyna już się poddała. Nic więcej nie wiem, ale powód jest pewnie taki jak piszę powyżej. Spoko dziewczyna ale za słabe nerwy jak na tę robotę.

No i na nowo zaczyna się poszukiwanie pracownika. Może powinno się ze mną i Piernikiem konsultować decyzje personalne u nas w dziale. Taka dwuosobowa wyrocznia :) wygrywaliby sami faceci, bo za dużo bab u nas w dziale. Piernik jest tego samego zdania :D

A teraz czas na domowe obowiązki. Pranie, zmywanie, gotowanie...dzięki bogu, że mam dziś na to ochotę. Ale swoją drogą jakiś miły pan jako gosposia by się przydał. Taki mój mały wymysł :) Czas przejrzeć ogłoszenia. Może jakieś ukraińskie męskie dłonie chcą być gosposią?? Ale ja pierdoły pisze masakra. Fantazja mi się uruchomiła. Ale swoją drogą wynalazek gosposi jest nieoceniony. W naszym przypadku kiedy to ja nie mam czasu sprzątać oraz inne tego typu obowiązki, było by to bardzo dobre dla naszego domu. Może kiedyś o tym pomyślę.

Siedzę i leci akurat Alexandra Burke "Bad boys" od razu power do działania. I jedna myśli z piosenki mi towarzyszy :)

...The bad boys are always catching my eye,
The mad boys are always spinning my mind,
Even though I know they’re no good for me it’s the risk I take for the chemistry,
And the bad boys are always catching my eye...

wtorek, 28 grudnia 2010

tak jak już pisałem w ciągu dnia siedzę sobie na urlopie...tak siedzę i stwierdza że urlop zimą to nie dla mnie. Ani się nie chce nigdzie wyjść, ani nie ma się na nic ochotę...stwierdzam że nawet ten urlop może bardziej człowieka zmęczyć niż dać mu wytchnienie. Powoli widzę też, że robię się pracoholikiem. Będąc w domu sprawdzam skrzynkę służbową, odbieram telefon służbowy...kosmos jakiś...chyba powinienem się zacząć leczyć. Ta przypadłość chyba nie jest normalna?! Nic chyba na to nie poradzę, dała mi ostatnio praca w kość, tyrałem jak głupi ale lubię ją. Siedziałem w pracy jakiś abstrakcyjnych godzinach zamiast od 9 do 17, to pracowałem od 7.30 do 17.30 i pracowałem w domu jeszcze. Czułem zmęczenie, ale baterie już chyba zregenerowałem.

Za 3 dni Sylwester i czas hucznie pożegnać obecny i przywitać Nowy Rok. W związku z tym wydarzeniem nasuwa się nieuniknione pytanie w co się ubrać. Jaką kreację włożyć?
Zrodził się pomysł w mojej głowie na jasne jeansy i czerwonego t-shirt'a z jakimś nadrukiem, ale jak znam siebie, to koncepcja mi się jeszcze zmieni. Tak to już ze mną jest :)

Zaczynam powoli myśleć o wiośnie, ogólnie o cieple. Brakuje mi słońca które podniesie mi poziom hormonu szczęścia i da banana na twarzy bo na tę chwilę tylko chce się siedzieć w domu i nie wychodzić z niego bo te abstrakcyjne minusowe temperatury są nie do zniesienia i działają na człowieka destrukcyjnie.

Ale koniec narzekania na dziś...obym jutro miał więcej humoru i radości...ale czy tak będzie ??
Siedzę sobie w domku...na urlopiku, staram się stworzyć dzieło życia tzn. magisterkę. Od rana przejrzałem kilka książek, artykułów itp. co nieco wybrałem. zarys już jest, teraz to tylko przelać na klawiaturę. Myślę, że wyjdzie to fajnie. Najgorzej będzie przygotować sensowną ankietę o wódce:) ale dam radę.

poza tym siedzę tak czytam podsumowanie roku Giacomo oraz Arte, która dla mnie zawsze będzie Iksusią i nabrałem weny na moje podsumowanie. Prezentuje się ono tak:

*Praca*
- znalazłem pracę o jakiej marzyłem, praca która daje mi satysfakcję i w której się nie nudzę.

*Ludzie*
- poznałem dużo wartościowych osób, którym dziękuje, że są. Dziękuję że wkroczyli na ścieżkę życia Fairytale. Do tego grona na pewno należą: Xell, Ge, Teresa, Jakiś, Radek, Smok, Mięta, Techno, Karol, Błażej, Metka, Tancerka, Rapha, Quentin, Paul i inni. Jesteście zajebiści i aby tak dalej było miło jak jest.

*Teraz seria "Nadczłowieki"*
Niewątpliwie do tego grona należą Eguś i Raand moi bracia do tańca i do różańca. Dziękuje wam za wszystkie chwile i za to że się tak dogadujemy. A pomyśleć, że na początku nie pałałem miłością do Egusia. A tu proszę na dobrą sprawę cały czas świetnie się bawimy w swoim gronie. I nie jest tak jak cała łódzka śmietanka towarzyska myśli. Ale myślcie sobie swoje, my wiemy swoje. Te wspólne grille, drinusie, kąpiele w basenie, imprezy...ja już chcę wiosnę.

Kolejna para "nadczłowieków"Kochane Iksy. Nasz kochane Iksy choć nie są na miejscu to i tak są wspólnym mianownikiem dla mojego życia. Są cudowni. Tęsknie za nimi jak cholera, za wariactwami, bajkałem i naszymi wielkimi głupawkami. Wspólnie przeżywaliśmy wiele wydarzeń...od moich urodzin...po Tu 154 kaput...wspólne zakończenie wakacji. Dziękuje że jesteście. Jednak znajomości internetowe są wartościowe, Iksy są tego najlepszym przykładem.

*Wydarzenia*
- największe wydarzenie jak dla mnie tego roku to Jajeczko u Teresy. Taki gejowy zlot i wspólne jajkowe biesiadowanie. Byłem pierwszy raz na jajeczku ale jak dla mnie największa i najfajniejsza impreza towarzyska roku na rynku łódzkim. Kto nie był niech żałuje...a już z tego co wyczytałem będzie trudno o uczestnictwo w Jajku edycja 2011 :)

- London - nasza wyprawa do Londynu udała się. London jest miastem stworzonym dla mnie. Cały czas się coś tam dzieje. I like it. Te sklepy, ta moda...bosh...co ja tu jeszcze robię...przecież to czas największych wyprzedaży. Ale z tej wyprawy nie zapomnę paniki J. przed jego pierwszym lotem samolotem :) Następnym razem albo go zabiję na lotnisku albo polecimy dwoma różnymi samolotami

- PPP czyli PiszPeszParty - kolejna zamiejscowa impreza roku, trzeba będzie z tego zrobić coroczną tradycję...co roku w innym miejscu. Zjazd pluskiew. Było cudownie. Impreza, ploty. Cudownie...oby częściej. Dziękuje Iksom Marcie i Tomkowi...Niuńkowi też...który w przyszłym tygodniu zostanie pozbawiony męskości.

- Imieninki - impreza imieninowa moja i J. na daczy w JST. imprez skromna ale wydaje mi się, że udana. W każdym razie ja dziękuję za obecność wszystkich gości. W 2011 planuje jeszcze jakieś większe wydarzenie a mianowicie moje urodziny...ale o tym jeszcze pomyślę jaką będą mieć formę.

- Fashion week - to wydarzenie to też wiele emocji dla mnie. Jeszcze raz podziękowania dla Teresy że pamiętała o mnie że ja chętny na takie eventy jestem. dziękuje. Poza pokazami mody które to pooglądałem na FW, wielkim wydarzeniem było uczestnictwo w Dinner in the sky. Kolacja w przestworzach bosko...szkoda tylko ze pogoda była chujowa.

- Imiieniowo/wigilijne spotkanie u Ge - to spotkanie też należy do bardzo udanych. Miło, przed siętami spotkać się z gronem sympatycznych i ciepłych osób i móc poświętować. Dodatkowo obdarowywać się prezentami. Moi, jako wielbiciel wszystkiego co się świecie...takie ludzkie wydanie sroki...dostał łyżeczki deserowe o świecących - błyszczących się trzonkach - boże jak nazwać to za co się trzyma łyżeczkę??? niech będzie trzonek :)do tego wspólny prezent to ładne szklanki i J. otrzymał wymarzoną deskę do krojenia.

- Eurovision - wspólne oglądanie u Egusiów finałów Eurovision było boskie. to ocenianie, sumowanie wyników, przeżywanie występów. Nieocenione. Jak wszystkie Egusiowe i Raandowe imprezy.

*Grand Prix 2010*
-Kobieta w Domu- to wydarzenie to największe i najbardziej trafne pośród decyzji 2010. Postanowiliśmy adoptować nasze maleństwo Vicky. Nie wyobrażam sobie żeby jej nie bylo. Kochana Vicky.

Tak to się przedstawiał ten 2010 rok, a jaki będzie 2011? Co nowego mnie spotka...to się okaże i na pewno to co ważniejsze zostanie tu opisane. Lista postanowień noworocznych oraz jakiś marzeń...celów do których trzeba będzie dożyć jeszcze przed Sylwestrem lub zaraz na początku 2011.

A teraz wszystkim życzę szampańskiego Sylwestra i spełnienia wszystkich marzeń w 2011.

Buziaki :* 4 all