...piątek minął spokojnie...pojechaliśmy do mojej mamy posłuchać relacji z wizyty w sanatorium...opowiedzenie tego co się tam dzieje jest nie do opisania tego trzeba posłuchać...jedno jest pewne...sanatorium to takie duże kolonie...Najbardziej w pamięć zapada z tych opowieści Pan, któremu to moja mama z koleżankami nadała pseudo Redbull...bo nosił czerwoną koszulkę...przez cały czas pobytu. Inne opowieści też były mocne...pt. "Pani tu nie stała", "Bo Danusia chrapie" i "Wandy u jej problemy"...uśmialiśmy się z J. na maksa. Przy okazji popróbowaliśmy Ukraińskich wódek.
W sobotę aktywizowałem się wiejsko...zbierałem jabłuszka...obierałem je a później powstało z nich ciasto.
A wieczorową porą postanowiliśmy udać się na podbój miasta...przywdziałem nową boską "fioletową" koszulę...na biegu odbierana od teściowej, bo potrzebne były poprawki - była za duża, norma...i szybkie zbieranie się w miasto. O 21.30 zaczęliśmy piwkować...rozpoczęliśmy w starym Metro...później udaliśmy się spacerem do Fou a na koniec zakotwiczyliśmy w Narra. Muzyka byłą świetna, no i oko było na czym zawiesić...najbardziej uwagę przykuwał heteryczek w koszulce w paski w czapecze i krótkich spodenkach...aż kolana miękły jak zdjął koszulkę...boszzzz...gorąco mi na samą myśl...pośród znajomych wczoraj spotkaliśmy Xell i Lucy. Lucy nic a nic się nie zmieniła od wyjazdu do Lądą...poza tym że wrzuciła trochę kilogramów...:)
Miłym akcentem był powitalny kielonek z pewnym Panem...bardzo miłym i przystojnym Panem. Dziękujemy. Ogółem wieczór należący do udanych...
A następny weekend u Iksów...jupi...będzie się działo...co tym razem się rozbije...po kim będzie żałoba...??...bo ostatnio wszystko popsuł Kaczorek...
a tak w ogóle to ostatni wolny weekend J., ostatni wolny dzień...od jutra do pracy...skończyło się pięciomiesięczne rumakowanie...nareszcie.
kisski...udanej niedzieli :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz