czwartek, 14 stycznia 2010

troszkę ploteczek i melancholi

dzionek...inny ale nie wyróżniający się niczym specjalnym od pozostałych...było parę akcentów śmiechowych, że aż dziwię się skąd ludzie biorą takie myślenie i pomysłowość...

zacznijmy od mojej wizyty dziś na uczelni...
...moja koleżanka oznajmiła mi że się zaręczyła...zaraz po północy w Nowy Rok...nie omieszkałem zadać pytania
"-pozazdrościłaś mi i nie mogłaś być gorsza od Nas?" nie usłyszałem odpowiedzi...ale ona już tak ma że jak ja coś zrobię to ona też...ten typ tak ma od samego liceum...bo od liceum mamy przyjemność się znać.

kolejna fajna akcja dzisiejszego dnia również na wydziale to to, jak koleżanka z która się nie odzywam...spieprzała przede mną jak mnie tylko zobaczyła...ale wniosek jeden jak sumienie kogoś gryzie bo źle zrobił to już tak jest...

później pojechałem na kolejną rozmowę kwalifikacyjną...kolejny szok....czy kiedykolwiek ktoś Was rekrutował odziany w dres?? Bo ja dziś doznałem tego zaszczytu...nie wiedziałem czy śmiać się czy płakać...czy w ogóle wyjść od razu...Kosmos...

A poza tym to standard życia...awans J. idzie coraz bardziej do przodu...wyposoażonko na nowe stanowiska powoli gromadzi...jest cały pozytywnie nastawiony...cały zwarty i gotowy do podjęcia wyzwania i pokazania wszystkim...trzymam za Niego kciuki...wiem że wszystkim pokaże na co Go stać

ja powoli wpadam w wir sesji...a tak mi się nie chce że to porażka...ale muszę się zebrać w sobie i dźwignąć ten ciężar...coraz mniej mi te studia odpowiadają...tylko to, że tak daleko już jestem i że mam styczność z francuskim, trzymają mnie na nich...dobrze że już miesiące do końca jakoś wytrzymam...i będzie dobrze...
...parę osób będzie ze mnie dumnych jak zdobędę dyplomikiem...a najbardziej tata...ale On go zobaczy z góry...szkoda...że nie może się cieszyć z moich sukcesów i radości w ziemskim życiu...wiem że jest zawsze obok...
M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz