niedziela, 30 maja 2010

...Finał Eurovision 2010...



Wczoraj, wraz z gronem znajomych, obejrzeliśmy finał Eurovision 2010, korzystając z uprzejmości Egusia i Raand'a. Było nas z 15 osób. Było bardzo miłe towarzystwo...jak zawsze na takich imprezach potworzyły się małe grupki...kółka wzajemnej adoracji :P

W naszym wewnętrznym głosowaniu głosy rozkładały się różnie...jednomyślności nie było, ale efektem naszego głosowania okazała się wygrana ISLANDII...

...faktyczna wygrana Niemiec była dla nas wielkim zaskoczeniem...a dla niektórych był to nawet dramat...Wszyscy obstawiali Baku, Bukareszt itp., ale nie Berlin. No trudno...głosami Europy będzie jednak Berlin...a miało być egzotycznie.

Oczywiście, ja musiałem się poczepiać strojów, układów choreograficznych i wielu innych rzeczy...jak to ja. Nie ukrywam że miałem problem z przyznaniem najwyższych not...ale się udało. Dla mnie i tak wygranymi są: Islandia, Albania i Rumunia.

Nie wiem czemu, ale dopiero wczoraj piosenka izraelska "Milim" zaczeła budzić jakieś emocje...ale dopiero po zakończeniu transmisji...jak ją Eguś zaczął katować :)
...budziła we mnie jakąś refleksje...wyłączała mnie z rzeczywistości...wpadałem w kompletny bezmysł...może to alkohol...może pora dnia...która już była.

Wielkie podziękowania za zaproszenie dla Raand'a i Egusia. Było super :*

M.

1 komentarz:

  1. wcale nie katować!
    chciałem tylko, żebyście zdecydowali, która wersja (hebrajska, francuska, czy angielska) jest najpiękniejsza. a że dylemat wielki, to i materiały posłuchowe trzeba było dostarczać w dużych ilościach! ;)

    OdpowiedzUsuń