czwartek, 10 czerwca 2010

weekendzik...na łonie natury

...w sobotę koło południa stwierdziliśmy, że jedziemy do mojej mamy na wypoczynek na łonie natury...ale to, że jedziemy to nic...stwierdziliśmy, że pojedziemy na rowerach...pierwsza nasza tak daleka wyprawa na rowerach...w jedną stronę 28 km., i tak też zrobiliśmy...naszykowaliśmy wszystko...plecak na plecy i w drogę.

Upał był straszny...pot się po dupie lał...ale daliśmy radę, zajęło nam to ponad dwie godziny...ale nigdzie się nie śpieszyliśmy...podziwialiśmy po drodze naturę wszelaką...jak również i zabudowę...ale nie ma co jestem z nas dumny...

wieczorową porą zrobiliśmy grill'ika...wypiliśmy jakieś piwka...a później znowu na rowerki jakby było mało...tym razem większym gronem...z moją mamą...siostrzenicą i sąsiadką Miśka...z którą nie mieliśmy czasu na spokojnie pogadać jakieś 2 lata, jak nie więcej.

Niedziela, zaś upłynęła na błogim lenistwie w doborowym towarzystwie...dołączyli do nas...Raand, Eguś i Teresa...było bosko...jak to Teresa stwierdziła...spędziła czas w naszej letniej...DACZY...bardzo mi się to określenie podoba :D

Grilluś, badminton, piwko, spacerek...no i oczywiście cudownie grzejące słońce...a wraz z nim kremiki do opalania...tak nam upłynął dzionek...

a swoją drogą chrzest bojowy dla mojej mamy...pierwszy raz...było więcej słusznej orientacji, więcej niż dwie persony :) ale wydaje mi się, że spisała się wzorowo...a sama stwierdziła, że podobała jej się niedziela...cieszy mnie to niezmiernie

koło wieczora trzeba było się zbierać...i ruszyć w kierunku domu...tym razem Eguś prowadził...i pokazał nam całkiem milusią trasę...

Chłopaki dzięki wielkie za milutko spędzoną niedzielę :*

A zatem Panowie kiedy kolejny wypad do Daczy :D ??

M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz